Ciężko z kategoryzować czy to sesja narzeczeńska, czy ciążowa — na pewno jest to opowieść o miłości. Poznali się dość zwyczajnie, jak większość par — przez wspólnych znajomych. Nie rozmawiali ze sobą, tylko wymienili się ukradkowym uśmiechem. Nie wiedzieli wtedy, że ponownie spotkają się przez przypadek w barze w Brukseli. Tym razem nawiązali konwersacje i odkryli, że będą studiować na tym samym Kampusie. Odtąd spędzali coraz więcej czasu razem, bez względu na to, czy chodziło o szalone imprezy z przyjaciółmi, czy wspólną naukę w uniwersyteckiej bibliotece. Zanim się zorientowali, stali się parą, robiąc wszystko razem. Poczynając od zakupów, a kończąc na wspólnym praniu.
Przyjechali na Korfu odpocząć, nabrać sił przed wielką zmianą, która miała nastąpić niebawem w ich życiu. Młodzi, piękni i po uszy zakochani w sobie i w małej istotce, która całkowicie porwała ich serca. Skąpani w kwietniowym, mocnym słońcu i błękitnych falach uderzających rytmicznie o skały sprawili, że nie mogliśmy oderwać od nich oczu. Jej jasna cera, mimo, że już lekko zarumieniona od słońca kontrastowała z jego ciemną, połyskującą na złoto skórą. Kiedy siedzieli tak na skale wtuleni w siebie, wpatrując się w bezkresne morze – wydawało się nam, że po za nimi na plaży nikogo już nie ma. Została tylko miłość bez granic.
Spędziliśmy wspólnie dwa dni — pierwszy w malowniczej miejscowości Paleokastrista, drugi eksplorując wąskie uliczki klimatycznego miasta Kerkyra. W powietrzu unosiła się gęsta mgła spowodowana pyłem znad Sahary. Mimo to, wszystko dookoła przybrało ciepłe barwy. Było dużo uśmiechów, małych czułości, pięknych widoków, a przede wszystkim byli Oni. Smurf i Mildrene.